2023: Sondażowe wyniki wyborów powodem do radości…? Chyba niezupełnie

Kiedy mija pierwsza euforia powyborcza i radość z sondażowych wyników, przychodzi ten realny moment, jakim są prawdziwe wyniki, podawane stopniowo przez Państwową Komisję Wyborczą. I nagle euforia mija, bo mandaty już prawie podzielone, opozycja ma większość, i nagle: buuum…  Zmniejsza się przewaga mandatów dla Koalicji, Prawo i Sprawiedliwość zaczyna zwyżkować w procentach wyborczych… i wszyscy z wielką niecierpliwością oczekują oficjalnych wyników.

Ale Polacy, jak to Polacy – po raz pierwszy cieszy się cały naród. Te ogólne wyniki niewiele się zmienią. Prawo i Sprawiedliwość się cieszy, bo formalnie wygrało wybory, opozycja – bo zdobyła większość potrzebną do stworzenia rządu. Tylko co z tej radości wynika?

Moim zdaniem: nic. Tak naprawdę powodów do tak wielkiej radości nie ma, bo nie powinno się ani cieszyć PiS – nie jest przygotowane do oddania władzy – ani opozycja, bo nie ma tak naprawdę realnego punktu wyjścia i wie, że strategiczne decyzje będzie musiała podejmować pod dyktando ewentualnych współrządzących. Przy koalicji trzech partii nie ma w zasadzie gwarancji stabilności, będzie za każdym razem konieczna walka o każdy głos, o każdego posła/posłankę. Tę niepewność widać poniekąd było podczas kampanii, w której mówiło się wiele o tym, co trzeba zrobić, ale bardzo mało o tym, JAK. 

Jeśli chodzi o Koalicję Obywatelską, drugą na podium pod względem ilości głosów, w zasadzie wypada przygotować sobie popcorn i patrzeć, jak w praktyce wygląda zbiorowa realizacja jej programu wyborczego, który zamknął się w ośmiu gwiazdkach. To był najbardziej widoczny, jedyny łączący niemal całą opozycję program: ***** *** i odsunąć ich od władzy. Nie dogadała się opozycja przed wyborami i śmiem twierdzić, że nie dogada się podczas ewentualnej próby stworzenia rządu. A jeśli jednak jakimś cudem jakoś uda się rząd stworzyć, śmiem twierdzić, że nie na długo. Jeśli nadal utrzyma się przewaga mandatów dla opozycji, to ta nie będzie w stanie stworzyć stabilnego rządu. Najpierw dojdą przepychanki o „stołki”, potem dojdą kwestie ideologiczne, jak rozdział kościoła od państwa, kwestia legalności aborcji, wiek emerytalny i inne, a potem w efekcie brak jednomyślności przy głosowaniu. I powtórka z historii – skrócona kadencja i ponowne wybory.

 „Szlachta na koń wsiędzie (…) i jakoś to będzie”? Nie tym razem… Zwłaszcza wyniki sondażowe pokazały, że Polska jest podzielona, skłócona i co gorsza: kompletnie nieprzygotowana na zmianę władzy. Niby opozycja wie, co trzeba zmienić, ale czy wie jak? Śmiem wątpić.

Widać wyraźnie, że Polska potrzebuje zmian. Głosy wyborców to potwierdzają, ale rozdzieliły się na zbyt dużą – moim oczywiście zdaniem –  ilość komitetów wyborczych. Dało to taki efekt głosowania, a nie inny. Co z kolei może świadczyć również i o tym, że nie umiemy korzystać z dobrodziejstw demokracji, ba: nie do końca jako naród nawet rozumiemy jej znaczenie. 

Ale zanim do końca rozdzielone zostaną mandaty, „stołki”, misja tworzenia nowego rządu – należy poczekać do oficjalnych wyników.

Do zobaczenia wkrótce. 

red. nacz. Żaneta Czerwińska