Po raz pierwszy od wyjścia z aresztu starosta kołobrzeski Tomasz Tamborski, w towarzystwie obrońców prawnych, spotkał się z dziennikarzami. Tematem spotkania było omówienie sytuacji prawnej starosty, ale także szczegółowa relacja z pobytu w areszcie.
Tło wydarzeń
Przypomnijmy: w dniu 5 października 2022 r. starosta kołobrzeski został zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Polityk usłyszał zarzut przyjęcia korzyści majątkowej. Miało to mieć związek ze sprawą zatrzymanego wcześniej wójta gminy Kołobrzeg Włodzimierza Popiołka, który miał być podejrzany o przyjęcie korzyści majątkowej za zmiany planistyczne, korzystne dla inwestora. Wraz z wójtem zatrzymano jednego z dyrektorów wrocławskiej firmy Hasco-Lek, która prowadzi wielomilionową inwestycję w Dźwirzynie. W związku z tą sprawą zatrzymano również architekta Jacka S., przewodniczącego komisji architektoniczno – urbanistycznej w gminie Kołobrzeg.
Wkrótce po zatrzymaniu starosty kołobrzeskiego władze kołobrzeskich struktur Platformy Obywatelskiej, której Tomasz Tamborski jest członkiem, zwołały pilne posiedzenie zarządu, na wniosek którego Sąd Koleżeński PO zadecydował o zawieszeniu T. Tamborskiego w prawach członka PO do czasu wyjaśnienia sprawy.
Oświadczenie
Na podstawie zarzutu o charakterze korupcyjnym starosta spędził miesiąc w areszcie. Wyszedł w sobotę, 5 listopada. Dziś, tj. 9 listopada, po raz pierwszy publicznie spotkał się z dziennikarzami, w towarzystwie swoich obrońców. Spotkanie rozpoczął oświadczeniem, w którym podkreślił między innymi:
- Nie wiem, czy państwo pamiętają początek roku, kiedy wysłałem do państwa oświadczenie, w którym poinformowałem, że prowadzone są wobec mnie działania mające na celu zdyskredytowanie mnie, moich najbliższych. Myślę, że było to związane z pełnioną przeze mnie funkcją czy też nawet z moimi poglądami politycznymi. Następnie był ten słynny program TVP “Magazyn śledczy”. Było to sterowane przez ludzi z Kołobrzegu – te kwestie zostały przeze mnie wyjaśnione. Wtedy też rozpoczęła się działalność operacyjna przeciwko mojej osobie. Z akt postępowania, które znam wynika, że został mi przedstawiony zarzut pomówienia przez człowieka, którego powiem szczerze nawet nie znam. Nie wiem nawet jak ten człowiek wygląda.
Starosta wyraził nadzieję, że w toku postępowania prowadzonego przez niezawisłe sądy wszystkie te okoliczności wyjdą na jaw.
- Chcę podkreślić jedną bardzo ważną rzecz: z prezesem spółki Hasco- Lek spotkałem się raz w życiu. Rozmawiałem z nim w kontekście możliwości uzyskania przez Dźwirzyno statusu uzdrowiska. To pomogłoby tej miejscowości, bo status uzdrowiska prowadzi do tego, że działalność mogłaby być prowadzona cały rok. Nie kontaktowaliśmy się już później, to była nasza ostatnia rozmowa i mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że nie mogła ona zaowocować w taki sposób, który mógłby stanowić podstawę do tego, aby zatrzymać moją osobę i postawić zarzuty mi czy też panu prezesowi tejże spółki. Nie doszło między nami do żadnych ustaleń, żadnych relacji, nie zapadły też żadne deklaracje. Jak państwo wiedzą, póki co, znajomość w Polsce jeszcze nie jest karana.
Starosta wspominał o tym, że służby poszukiwały argumentów na starostę. Zasadzały się one na postępowaniu w sprawie emisji hałasu – chodzi o odwierty prowadzone na działce w Dźwirzynie.
- Jest to decyzja wydawana z urzędu, która ma zwykły charakter. Została wydana na wniosek Urzędu Gminy Kołobrzeg. Nie jest prawdą, że została ona wydana na wniosek mieszkańców, bo nigdy taki wniosek do nas, jako urzędu, nie wpłynął. Decyzja jak wiele innych: wydawana jest przez naczelnika wydziału. Ja nie jestem przecież w stanie wydawać wszystkich decyzji – to jest tak, jak wydawane są proste dokumenty jak prawo jazdy czy też dowód rejestracyjny z upoważnienia starosty, w taki sam sposób została wydana i ta decyzja. Nie interesowałem się nią w żaden sposób. Chcę podkreślić bardzo ważną rzecz: została ona wydana zgodnie z procedurą Kodeksu Postępowania Administracyjnego i oczywiście w terminie. Ta decyzja dotyczy podmiotu, który realizował ten odwiert (…). W mojej ocenie decyzja, która określiła poziomy hałasu, wcale nie była korzystna dla tejże firmy, bo na jej podstawie można nakładać jakieś tam sankcje.
Największe zdziwienie starosty, jak podkreślił w dalszym toku swojego oświadczenia, budzi fakt, że najpierw zapada decyzja o zatrzymaniu, a dopiero później ta decyzja jest wydawana.
- Kolejność w tym zakresie dziwna – komentuje starosta.
Zatrzymanie i areszt
- Zostaję zatrzymany. Jest to dzień 5 października, podczas urlopu, dwieście kilometrów poza Kołobrzegiem. Przyjeżdżają bardzo duże siły i środki służb specjalnych. Zostaję zatrzymany na okres jednego miesiąca i tu chcę bardzo mocno pewne rzeczy zaakcentować – kontynuuje starosta. – Przez pierwsze dwa tygodnie przebywam w celi w warunkach, które można powiedzmy nazwać normalnymi. Jest to cela normalna, wieloosobowa, przebywamy w trójkę, widna, z odizolowanym pomieszczeniem jakim jest toaleta, z możliwością otwarcia okna. Możliwość kontaktu z kimś jest bardzo ważna – można porozmawiać, pograć, powygłupiać się. W dniu 20 października, po wizycie obrońców, wracam do celi i otrzymuję informację, że mam się natychmiast przenieść. Gdzie trafiam? Trafiam do celi, na której drzwiach jest napis: izolatka. Jest to pomieszczenie około pięciu metrów kwadratowych. Do środka nie dochodzi światło dzienne, okno jest zabite, wiec cały czas przebywam przy świetle sztucznym. W środku, na tych pięciu metrach znajduje się łóżko, toaleta, WC, mały stolik i krzesełko. Cela jest przez 24 godziny monitorowana non stop. Wszystkie czynności, nawet te intymne, muszę wykonywać w trakcie monitoringu. Jedzenie: śniadanie, obiad, kolacja, jest mi podawane przez kraty. W normalnych celach są tylko drzwi, one są otwierane, tam są drzwi i krata. Zabrane są wszystkie rzeczy, nawet te elementarne jak maszynka do golenia. Jeśli chcę się ogolić – muszę poprosić opiekuna, on przychodzi i musi obserwować proces mojego golenia. Jestem osobą, która choruje na nadciśnienie i każdego dnia muszę przyjmować leki. W normalnej celi miałem go przy sobie, teraz ten lek jest mi wydawany przez funkcjonariusza. Przy nim muszę go połknąć, popić. W celi nie ma również lustra, nawet elementarnego. W tym okresie mam o tyle szczęście, że czasami pada deszcz, a ja mam prawo do jednogodzinnego spaceru, oczywiście też samemu. Zatem jeśli chcę zobaczyć w jaki sposób wyglądam, są kałuże i mogę zobaczyć w kałuży, jak człowiek wygląda ogolony, średnio umyty… Możliwość skorzystania z prysznicu oczywiście jest – sześć minut, jest to określone regulaminem, dwa razy w tygodniu.
Starosta kontynuując dodaje, że zaczął protestować dociekać i interweniować. Jak twierdzi, nie otrzymał żadnej informacji ani odpowiedzi. Został jednak przeniesiony do innej sali:
- Różnica polega na tym, że cela ta ma normalne okno, czyli mam dostęp do światła dziennego. Pozostałe warunki są takie same. W tych warunkach przebywał do 20 października do 5 listopada. Około godziny 10 opuszczam areszt.
Starosta podkreśla, że w żaden sposób nie ma żalu do funkcjonariuszy tam pracujących. Do dziś, mimo żądań obrońców, kierowanych do prokuratury i władz więziennych nie otrzymano odpowiedzi, dlaczego w takich warunkach był przetrzymywany. W tym momencie kolejny fakt wychodzi na światło dzienne:
- Ta instrukcja dotycząca mojego postępowania, która udaje mi się uzgodnić podczas mojego pobytu, przychodzi z zewnątrz. I ona dokładnie opisuje, punkt po punkcie, w jaki sposób należy ze mną postępować.
Starosta podkreślił, że jest osobą niewinną, pomówioną przez intryganta, który przez obrońcę Wiesława Brelińskiego określony został jako “pułkownik Kuklinowski”.
Co dalej?
Na pytania dziennikarzy odpowiadali obrońcy starosty. Mecenas Wiesław Breliński podkreślił, że nie o wszystkich sprawach można mówić ze względu na tajemnicę śledztwa.
- Skupiając się na materiale dowodowym, zasadza się on wyłącznie na wyjaśnieniach jednej osoby – ja go nazywam pułkownikiem Kuklinowskim. W mojej ocenie jest to osoba, która odreagowuje swoją sytuację życiowa i swoje jakieś tam problemy związane z funkcjonowaniem w firmie Hasco – Lek i z prezesem tejże firmy. Ta osoba najpierw nic nie mówi, odmawia. Potem z nieznanych motywów, kierując się artykułem 60 Kodeksu Karnego – a więc tą możliwością otworzenia, rozdarcia szat i powiedzenia co się wie, by skorzystać z dobrodziejstwa, jakie daje ten przepis – zaczyna swoje pomówienia. Pomawia pana wójta, w protokole pojawia się informacja, że pana starosty nie zna i nie kontaktował się nigdy, by następnie – w kolejnym protokole – snuć opowieści na temat tego, co wie na temat pana starosty. Te okoliczności są badane przez sąd, który zastosował środek zapobiegawczy. Czy możemy mieć pretensje do sądu, który tak postąpił? Otóż nie, bo z procesowego punktu widzenia sąd nie może nie zaspokoić wniosku prokuratury, która chce umieszczenia w izolacji, ponieważ istnieje obawa taka, że przy takim materiale dowodowym będzie możliwość wpływu na tenże materiał dowodowy.
Obrońca zapewnił, że cały materiał dowodowy zgromadzony został gruntownie zbadany. Wnioski obrońców?
- Nie ma cienia dowodu poza pomówieniem, który świadczyłby o tym, że zarzut postawiony panu staroście polega na prawdzie – wyjaśniał mecenas Breliński. – Sąd, mając sytuację taką, jaką mówimy: pomówienie i wniosek prokuratury, nie może nie zastosować tego środka. Musiał zastosować, ale nie na trzy miesiące, jak chciała prokuratura, ale na jeden miesiąc, wychodząc z założenia takiego: chcesz prokuraturo czas, masz czas jednego miesiąca, szukaj dowodów, jak znajdziesz dowody, będziemy rozmawiali, co dalej ze środkiem. Służby podjęły wszelkie możliwe czynności, by zweryfikować ten materiał dowodowy, który w tej sprawie pochodził z ust tegoż pana pułkownika. Do tej chwili nie zgromadzono żadnych dowodów.
Mecenas wyjaśnił również procesy odwoławcze, które miały miejsce podczas minionego miesiąca. Zapowiedział również rychłe wyjście z aresztu wójta Włodzimierza Popiołka, który – jak twierdził mecenas – przebywa w podobnych warunkach w jakich przetrzymywany był starosta. Obrońcy zapowiedzieli, że jak tylko otrzymają oczekiwane dalsze informacje, przekażą je dziennikarzom.
Podsumowanie
- Świat troszeczkę się zmienił dla mnie tego piątego października. Na pewne rzeczy patrzę inaczej. To był też dla mnie test. Dzisiaj wiem, na kogo mogę liczyć, a kto tylko udawał, że mogę na niego liczyć. I te osoby będą dzisiaj przeze mnie bardzo mocno zidentyfikowane i tę wiedzę mam. Nie wiem co jeszcze z nią zrobię. Okres od dwudziestego października to jest okres, w którym nie miałem możliwości z nikim nawet porozmawiać poza tymi, którzy otwierali mi celę. To miejsce tak zwany spacerniak, tam byłem wyprowadzany sam i każda czynność poza celą była wykonywana w kajdankach. Inne osoby wychodziły normalnie – ja musiałem mieć kajdanki. Każdego dnia ta pięciometrowa cela była rewidowana. Cóż w niej mogłem mieć, skoro nie miałem z nikim kontaktu. W niedzielę była rewidowana nawet dwa razy… Dzisiaj czuję się osobą bardzo wzmocnioną i jeszcze bardziej zmotywowaną – podsumował starosta Tamborski.Cały zapis konferencji na naszym profilu FB tutaj