Nie milkną echa dzisiejszej rezygnacji dyrektora Regionalnego Centrum Kultury. O ile można zrozumieć jego decyzję o złożeniu rezygnacji, o tyle jej szybkie przyjęcie przez prezydent miasta i wyznaczenie nowego tymczasowego dyrektora, może wzbudzać komentarze.
Nie pierwszy raz prezydent miasta Anna Mieczkowska musi naprawiać to, co sama spowodowała. Przypomnijmy nieszczęsny parking i szybkie rozwiązanie umowy, zatrudnienie specjalisty ds. równouprawnienia; inne zapewnienia a inna umowa co do Sunrise Festival, brak opłaty uzdrowiskowej podczas tego festiwalu… Wspomnieć można o podwyżce za śmieci: najpierw stawka czterokrotnie wyższa 26 złotych, potem – podobno pod wpływem konsultacji – zmiana na połowę niższą. To akurat wyszło mieszkańcom na dobre, ale wymieniać można jeszcze wiele. Choćby sprawa amfiteatru: był chętny na dzierżawę, ale miasto nie chciało wydzierżawić. Za kilka dni pojawia się jednak informacja o przetargu na dzierżawę. Mimo wyłonienia dzierżawcy, nastąpiła rezygnacja, nie znamy przyczyn, ale ten swoisty status suspensus trwa do dzisiaj. 2 czerwca ogłoszono kolejny przetarg, 23 czerwca ma być jego zakończenie.
Teraz do kompletu już nawet nie „wpadek” prezydenckich doszła sprawa z dyrektorem Regionalnego Centrum Kultury.
To, że dyrektor umiał „nawijać makaron na uszy” nie ulega wątpliwości. To, że nie za bardzo wykazał się cechami dobrego zarządcy, również nie ulega wątpliwości. Ale niewątpliwie decyzja o jego zatrudnieniu jest również decyzją prezydent miasta.
- Pani prezydent zatańczyła piruet z kilkoma obrotami i dalej stoi w miejscu, z tym tylko, że stary dyrektor i stare porządki dysponują większą kwotą pieniędzy niż wcześniej, powiększoną o promocję – mówi poirytowany nieco Maciej Bejnarowicz. – Krótko mówiąc, wiele hałasu, wiele planów, wiele szczytnych decyzji, które okazały się jednym wielkim niewypałem. Niestety, nie dziwi mnie to, że pan Fortuna złożył tę rezygnację. Niezależnie od jego błędów, sposób prowadzenia tej sprawy od pojawienia się pierwszych konfliktów był po prostu zły i nie było możliwości kontynuacji współpracy. To, że prezydent przyjęła rezygnację, jest bardzo dla prezydent wygodne.
Jak zaznacza Maciej Bejnarowicz, nie znamy w zasadzie żadnych warunków:
- Dyrektor miał podpisany kontrakt, przyjęcie rezygnacji jest związane z pobieraniem wynagrodzenia, nie znamy innych szczegółów, a to też dobrze byłoby poinformować opinię publiczną, z jakimi kosztami związana jest rezygnacja. Czy ogólnie: zatrudnienie i rezygnacja, bo jest dosyć istotna informacja i powinna być informacją publiczną.
Kwestią rozpatrzenia jest również fakt, czy przyjęcie rezygnacji nie jest sprawą zahaczającą o obowiązki służbowe. Tych, przypomnijmy, w czasie – nazwijmy to słowami rzecznika: „usprawiedliwionej nieobecności” pracownika – wykonywać nie wolno.
- Pracownik ma prawo w każdej chwili złożyć rezygnację. Pytanie o moment jej przyjęcia, i tu trzeba spytać specjalistę od spraw pracy. Powinno to również być pytaniem publicznym. Zadamy te i inne podczas najbliższej sesji.
M. Bejnarowicz przyznaje ponadto, że w całej tej sytuacji straty wizerunkowe są nie do odrobienia. W odniesieniu do tej instytucji jest to w pełni niewypał, całkowita porażka koncepcji i sposobu wdrożenia.
- Pani prezydent być może przyzna się do błędu rekrutacyjnego, natomiast trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że cała koncepcja legła w gruzach. To nie jest kwestia tylko wyłącznie tego, że pan doktor Fortuna się nie sprawdził. Powtarzam: to cała koncepcja legła w gruzach. To, że pani prezydent nie zabiera w ogóle głosu w tej sprawie świadczy o ogromnej słabości pani prezydent w tym zakresie – podsumowuje M. Bejnarowicz.
Po co była ta „szopka” ze zmianą statusu, promocją miasta, olbrzymimi środkami? By na stare śmieci wrócił poprzedni dyrektor? Przecież o to również chodziło, by w nowej jednostce zarządzała nowa siła… Na zupełnie inną sprawę zwraca uwagę Jacek Woźniak, obecnie radny niezależny:
- Prezydent nie musi szukać specjalistów na zewnątrz. Prezydent miasta odpowiada za swoje decyzje polityczne na zewnątrz. Jeżeli nie miała pomysłu, kandydata na dyrektora, któremu mogłaby zaufać, to dlaczego nie przesunęła na stanowisko dyrektora Regionalnego Centrum Kultury swojej zastępczyni Ilony Grędas – Wójtowicz…? – pyta radny.
Pod wieloma względami jest to sprawa, która wymagałaby rozpatrzenia. Po pierwsze: kwestia finansowa – jako dyrektor RCK zastępczyni otrzymywałaby o wiele większe wynagrodzenie niż widełki przewidziane przepisami dotyczące pracowników samorządowych. Po drugie:
- Przesuwanie swoich zastępców na określony odcinek, dając im określone kompetencje i określone potrzeby, w mojej ocenie jest przejawem odpowiedzialności politycznej, tak się po prostu robi w polityce – zauważa J. Woźniak. – To, że się jest zastępcą, to jest splendor, ale na zachodzie bardziej za prestiżowe uznaje się bycie szefem odcinka, na który cię twój główny szef wysłał, niż bycie w cieniu swojego szefa. Na stanowisku dyrektora RCK zastępczyni by się mogła sprawdzić. Ale prezydent na to nie wpadła – dodaje J. Woźniak.
Prezydent za często publicznie zmienia zdanie, sprawia wrażenie, jakby nie do końca przewidywała konsekwencje swoich decyzji, a przede wszystkim ich skutki. Coraz częściej sprawia wrażenie osoby, która niestety nie ma wybitnych cech przywódczych. Trudno nie zauważyć, że niektóre decyzje, a potem ich zmiany, wywołują po prostu chaos.
Czy Tadeusz Kielar udźwignie w tej chwili kulturę i promocję miasta? Raczej nadal będziemy bezskutecznie szukać odpowiedzi na pytania. Nadal będziemy tkwić w tym samym stylu obiegu informacji. RCK nadal będzie instytucją oderwaną od rzeczywistości. Nie tak dawno przecież zarzucaliśmy brak przejrzystości przy rozliczaniu niektórych koncertów, brak polityki i współpracy informacyjnej – wraca stare. Rzeczywiście wykonano kilka „piruetów” , a i tak RCK stanął w miejscu. Tyle, że z dodatkowymi ogromnymi środkami finansowymi. Promocja promocją, ale RCK ma też swój budżet. Czy zatem będzie możliwość rzetelnego wskazania, ile i na co zostało wydane…? No przecież to były główne sprawy, które wydawałoby się miały nie wrócić w starej – nowej jednostce.
Ale pracownicy RCK się cieszą: mają co mieli, nic się nie zmienia, jakaś tam promocja tylko się wepchała na siłę. Tak naprawdę cały RCK pozostaje bez zmian. A przed nami sezon letni, i tak wystarczająco trudny. Już powinny fruwać informacje o imprezach w amfiteatrze – a nie o jego wydzierżawieniu. Już powinniśmy mieć obraz tego, jaki obieramy kierunek. Ale po co? Wróciło stare: będzie jak było, ster wraca w te same ręce. Tylko odnowionego okrętu żal.