Wracamy do tematu łąk miejskich, które cieszyły się ogromnym zainteresowaniem na naszej facebookowej stronie, gdzie to od naszych Czytelników dostawaliśmy linki z różnymi propozycjami. Temat poruszały również inne lokalne media. Widząc to zainteresowanie, władze miasta rozeznały się w tym temacie. Jak się jednak okazało, zrobienie łąki, która ma spełniać odpowiednie wymogi, może miasto sporo kosztować: w granicach 75 tysięcy złotych.
Jak poinformowała Ewa Pełechata, zastępca prezydenta ds. gospodarczych, fundacja zajmująca się tworzeniem łąk odwiedziła Kołobrzeg.
- Efektem tego spotkania były konkretne działania. Pokazywaliśmy tereny, lokalizacje. Okazuje się, że tego typu działalność prowadzi się na terenach spełniających specjalistyczne wymogi typu gleba, nasłonecznienie i inne – mówiła E. Pełechata.
Jednym z wymogów jest również odległość takiej łąki od pasa jezdni – musi ona wynosić minimum 1,5 metra. Trzeba spełnić również inne warunki: nie można na przykład na taką łąkę wchodzić z psem. Jedyny teren, jaki spełnił te wymogi, znajduje się na osiedlu Europejskim: od ronda Jantarowego do ronda, które miało mieć nazwę Związku Inwalidów. Ten właśnie teren mógłby być przeznaczony na łąkę miejską, jednak koszt całkowity: od kultywacji gleby, wysiew jednorocznych kwiatów, po jesienne skoszenie, wyniósłby miasto w granicach 75 tysięcy złotych. Temat będzie jeszcze omawiany, jednak na dziś cena ta wydaje się zbyt duża.
Komentarz:
Jako, że dość często udostępniamy tematy parków kieszonkowych czy własnie łąk miejskich, nasza propozycja, która ku naszej radości spotkała się z uznaniem kolegów dziennikarzy, była inna. Mamy wiele terenów w mieście, które pozostają niezagospodarowane pod względem zieleni. Dlaczego więc nie pozwolić na przykład uczniom kołobrzeskich szkół na dowolne zaplanowanie nasadzeń? Cóż tracimy? Uczniowie byliby zadowoleni z własnych kompozycji kwietnych, a roślin, które mogą, a nawet lubią rosnąć przy drogach w naszym klimacie, mamy bardzo dużo.
Nie musimy mieć również szaro-burych nasadzeń zimą. Zimokwiat wczesny– piękny i niezwykle silny, spotykany w Polsce gatunek kwitnący zimą. Ze względu na pochodzenie wymaga ocieplenia w okresie zimowym, ale jego uprawa jest całkowicie możliwa. W naszych warunkach klimatycznych jest 2-metrowym krzewem, w cieplejsze zimy bywa zimozielony. Kwitnie czasem już w lutym. Można go śmiało wykorzystać na terenach, gdzie mamy rury cieplne pod ziemią. Na przykład. Kolega Piotr podał przykład wiśni kwitnącej zimą – to najprawdopodobniej odmiana wiśnia różowa ‘Autumnalis Rosea’, która szczepiona na pniu może rzeczywiście zakwitnąć już w grudniu. Tak zresztą zdarzyło się w 2013 roku na szczecińskich błoniach!
Oczary kwitną od grudnia do marca, kalina bodnantska – potrafi ciepłą zimą zakwitnąć już w styczniu, a zwykle jest jednym z pierwszych kwitnących krzewów. Na kwaśnych glebach mamy wrzośce – wśród których w lutym, nawet pod śniegiem, może zakwitnąć wrzosiec krwisty. Mamy wiele roślin lubiących cień: funkie (hosty) i jej różne, przepiękne gatunki. W tym odmiany variegata. Możemy zasiać ozdobny owies, który przyciągnie maki i chabry nawet na zasadzie samosiejek. A mięta? W naszym klimacie możemy uprawiać miętę pieprzową, szwajcarską, truskawkową, ananasową, bananową, czekoladową, grejpfrutową, imbirową, jabłkową, a nawet pomarańczową czy cytrynową! Mięta rośnie praktycznie w każdych warunkach, ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia. Lato pachnące miętą o różnych smakach i zapachach…? Czemu nie?!
Nawet jest i sposób na rośliny przy drogach – jest ogrom ozdobnych dyni, które z zasady nie kumulują w sobie trujących związków, a tym bardziej dynie ozdobne, których mnogość odmian potrafi przyprawić o ból głowy. Zapaleni działkowicze pewnie znają dynię makaronową, której miąższ po ugotowaniu wydaje się być podobny właśnie do makaronu. Ilość ozdobnych dyni jest przeogromna. Hokkaido, ambar, marina – to już znane odmiany, ale można sadzić kolorowe “turbaniki”, dopasowywać kolorem, upinać lekko pędy – można naprawdę za o wiele mniejsze pieniądze wykorzystać to, co jest w zasięgu ręki. Wiceprezydent Ewa Pełechata od razu obawiała się o dziki, że dynie by je przyciągały – cóż, można poradzić sobie preparatem o nazwie “antydzik”. Poza tym, gdy małe dynie ozdobne rosną na pędach, nie dadzą rady być atrakcyjnym pożywieniem dla dzików, które przecież pożywienia szukają ryjąc w ziemi lub biorą z powierzchni. Wszystko się da. Trzeba tylko chcieć.
2500 m.kw. za 75 tys. zł. Nie uważacie, że to bardzo, bardzo drogo ? W Białymstoku w tym roku zagospodarowano pod “kwietne łąki” 55000 m.kw. za 563 tys. zł., wychodzi 10 zł. za metr a w Kołobrzegu 30 zł. za metr.
Oczywiście, że tak. W tekście – komentarzu – zaproponowaliśmy własne pomysły, to samo przedstawiliśmy zresztą podczas spotkania. Oczywiście, że wszystko można zrobić inaczej i taniej.