Jest ciężko, ale dajemy radę – rozmowa z Moniką Władzińską z Fundacji “Ogon do Góry”

Rozmowa z Moniką Władzińską, prezesem Fundacji “Ogon do Góry” : 

Pani Prezes, niemal każdy użytkownik znanego portalu społecznościowego, a zwłaszcza miłośnik zwierząt, musiał się spotkać z ponowną falą negatywnych dla “Ogona” komentarzy, wysyłanych zarówno w wiadomościach, jak i pisanych pod różnymi postami. Ostatnio jest to wręcz nagminne. Głównie przejawia się temat sterylizacji kotków i umowy podpisanej z miastem. Przecież wiemy, że poświęcacie wszelkie swoje siły, by pomóc zwierzętom najlepiej, jak potraficie.

Tak, dowiadujemy się, że rzekomo “sterylizacja w naszym mieście leży” Sterylizacja nie leży… A wręcz odwrotnie. Powoli są redukowane ogniska zapalne, których było wiele, na przykład na ulicy Trzebiatowskiej, Janiskach czy na Budowlanej, a także na ul.Wschodniej. Może jeszcze nie wszędzie, ale powoli zaczyna nabierać to sensu.

Do niezorientowanych osób – mieszkańców miasta – dociera w taki cichy sposób wiadomość, że muszą pobierać jakieś zaświadczenia, przez które osoby chętne, by pomóc kotkom, po prostu rezygnują.

Zaświadczenia są po to, by kastrowane były kotki z miasta Kołobrzeg. To miasto Kołobrzeg przyznaje fundusze na ten cel i w miarę naszych możliwości my ten cel realizujemy. Gminy ościenne mają swoje pieniążki na ten cel, a o tym mieszkańcy tych gmin nawet nie wiedzą. A czy rezygnują, to nie do końca. W 2017 roku podpisaliśmy z miastem umowę w październiku, i do końca roku wykastrowanych było 20 kotków. W 2018 roku już było ich ponad 100, więc ten zarzut jest absurdalny, program działa bardzo dobrze. Jest porządek i wiemy, że kastrujemy kotki z z miasta Kołobrzeg, bo podkreślam: to miasto finansuje te zabiegi i logiczne, że realizujemy zadania z miasta.

Czy zdarzają się sytuacje,w których odmawiacie wydania zaświadczenia lub pomocy dla osób zajmujących się zwierzętami?

Przez cały czas wydawania zaświadczeń odmówiłyśmy chyba tylko 3 razy osobom, ale były one spoza Kołobrzegu. I raz właścicielce kota. Proszę pamiętać, że program jest dla kotów wolnożyjących, nie możemy więc właścicielom wydawać zaświadczeń na darmową kastrację… Nie odmówiłyśmy osobom starszym, jak na przykład starsza pani – karmicielka, która dokarmia koty na działce. Czasami ma ich nawet i dwadzieścia. A jeszcze są przecież osoby, które zabierają do domu takie chore biedulki. W takich sytuacjach zawsze staramy się pomóc.

Odławianie bezdomnych kotków, wbrew zdaniu osoby piszącej te wiadomości, wcale nie jest pozostawione gdzieś na uboczu, choć jest to dla Was najtrudniejsze zadanie.

Niestety z tym jest mały problem. Po pierwsze: jesteśmy osobami pracującymi na cały etat. Ewa dodatkowo studiuje, natomiast Edyta jest w ciąży… Nie dajemy zwyczajnie rady czasowo rozwiązywać tego problemu tak, jak może to robić organizacja zajmująca się wyłącznie problemami zwierząt. My stwarzamy warunki pomocy dla bezdomnych kotków. Dajemy klatki. Możemy też kota przetrzymać po zabiegu, ale nie jesteśmy w stanie czasowo jechać w nocy, zastawić klatkę i rano jeszcze biec z kotem na zabieg.

Trzeba w tym momencie zauważyć, że w swojej działalności opieracie się wyłącznie na funduszach, które same pozyskacie. Czy to poprzez różne akcje, czy zbiórki. I zajmujecie się nie tylko kotkami przecież.

Tak, oprócz kotów zajmujemy się psami, ptakami – nie ma sytuacji, w której dzielimy zwierzęta na te, którym pomagamy lub nie. Przede wszystkim jednak prosimy wszystkich, by pamiętali, że środki na pomoc zwierzętom pozyskujemy sami, głównie że sprzedaży kalendarzy, bazarku czy naszych dwóch flagowych imprez, którymi jest akcja “Nie kupuj -adoptuj” oraz OgOnisko.

Dajecie radę…? Mam na myśli nie tylko finansowy ciężar, ale chęci, siły, wsparcie od innych…?

Czy dajemy radę…? Jest ciężko. Ale staramy się. Jednocześnie wiemy że wszystkich nie zadowolimy. Zawsze jest tak, że jak pomożemy, to jesteśmy super, a jak odmawiamy to ,,Ogony z d…” czy gorsze nawet określenia. Jedyne, czego byśmy chciały, to by nam po prostu nie przeszkadzano, bo robimy co możemy, a zwierząt, którym trzeba pomóc, jest bardzo dużo. I każdy, kto narzeka, mógłby coś dać od siebie i od razu byłoby więcej rąk do pomocy. Świat jednak jest taki, że łatwiej narzekać na pracę innych niż wziąć się do roboty.

Życzę mniej takich “przeszkadzaczy”, a więcej rąk  chętnych do współpracy. Dziękuję za rozmowę. 

Rozmawiała: Żaneta Czerwińska