Gdyby wybory zmieniały cokolwiek, to politycy dawno by je zdelegalizowali
(J. Wiśniewski)
Za nami pierwsza robocza sesja Rady Miasta. Przeszła szybko, sprawnie i zgodnie przewidywaniami.
Zaznaczyć tak dla porządku na początek trzeba, że przewodniczący Jacek Woźniak dobrze sobie radzi jak na razie. To nie jest dziwne, bo lata pracy w samorządzie, wieloletnie doświadczenie radnego, owocują takim, a nie innym wykonywaniem swoich obowiązków. Było konkretnie, fachowo, tylko przerwy dłuższe niż ustalono, ale powiedzmy, że to nie zawsze zależy od przewodniczącego. Przynajmniej tak jest na pokaz, a to, co się mówi w kuluarach, nie powinno być upublicznione na forum. Choć momentami było.
Efekt dzisiejszych obrad pozostaje niezrozumiały dla Kołobrzeżanina, który może i się wahał, czy głosować za Woźniakiem czy Mieczkowską, ale był pewien, że głosuje przeciw PiS. I nagle ten wyborca widzi, że radny Krzysztof Plewko – z klubu radnych PiS – siedzi ramię w ramię z Jackiem Woźniakiem. Jak to… Przecież radny Plewko tak niedawno narzekał na Jacka Woźniaka, organizował konferencje prasowe na temat przydziału mieszkań, a teraz zasiada z nim w prezydium Rady? Czy koalicjanci naprawdę mogą spokojnie spojrzeć w oczy swoim wyborcom? Nie są zaskoczeni tylko ci, którzy nieoficjalnie wiedzieli, kto kogo popiera. Powiedzcie drodzy radni tej drugiej grupie swoich wyborców, że stanowisko potrafi zmienić zapatrywania – bo nie ma tu żadnych innych tłumaczeń. Osobiście nie wyobrażam sobie, by zasiadając wspólnie w prezydium, wiceprzewodniczący toczył walki czy wytaczał jakieś zamierzchłe pseudoafery z przewodniczącym. Pseudo, bo niczego nie udowodnił albo „nie mógł powiedzieć”. Skoro nie zrobił tego w poprzedniej kadencji, teraz na pewno nie dokończy żadnej z rozpoczętych (dodajmy: wielu) spraw.
Inna sprawa to koalicja radnych Prawa i Sprawiedliwości z radnymi Obywatelski Kołobrzeg. Przewodnicząca tego klubu zaprzeczała, że nie ma tu żadnej koalicji, jest „tylko współpraca”, jednak niczym się ona nie różni od tego, co obserwowaliśmy cztery lata temu. Wendeta, zawłaszczanie komisji, stanowisk – nic nowego. „My proponujemy kandydaturę Dariusza Zawadzkiego, bo na Bogdana Błaszczyka się nie zgadzamy i już”. Delikatnie przemycił to przewodniczący wspominając, jak cztery lata temu radny z obozu rządzącego powiedział mu, że w komisji rewizyjnej nie będzie. Jedynym radnym będącym wtedy w obozie rządzącym (przypomnijmy: Porozumienie dla Kołobrzegu) był właśnie Bogdan Błaszczyk. Stąd kandydatura szeptanej koalicji Dariusza Zawadzkiego na wiceprzewodniczącego Rady może być odczytana jako działanie na rozbicie klubu Kołobrzeskich Razem – w tej chwili skazana na porażkę i nie było zdziwieniem, że radny Zawadzki się nie zgodził. Słusznie radny Wiesław Parus zauważył, że jest to ingerencja w postanowienia klubu, na zapewnienia „rozmów z każdym” po wyborach powołał się Piotr Lewandowski wskazując, że przecież kandydaturę Bogdana Błaszczyka odrzucono bez żadnego uzasadnienia. Miał być w prezydium „jeden z każdego klubu”, ale gdzieś tam w tej szeptanej koalicji drobnym drukiem dopisano: pod warunkiem, że będzie to ktoś, kogo my zechcemy. Taki serial dobrze znany od lat.
Oddanie przewodnictwa komisji stałych w ręce każdego członka klubu PiS to nic innego, jak rewanż za poparcie podczas głosowania na przewodniczącego Rady. Najważniejsze komisje otrzymały osoby, które dopiero uczą się zasad pracy w samorządzie. Jak sobie poradzi Bartosz Bieńkowski przewodnicząc Komisji Oświaty? A wie, ile mamy szkół w ogóle w całym mieście i jakie mają problemy? Śmiem wątpić. Jak Piotr Rzepka ma kierować pracą komisji Prawa i Porządku Publicznego? Wiem, młodym należy dać szansę, toteż popatrzymy, zobaczymy, wydaje się jednak, że Rada Miasta to zbyt poważny organ na testowanie możliwości i próby zaspokojenia swoich ambicji.
Na drugi plus, tak pod publiczkę, przyznano wysokie uposażenie dla Prezydent Miasta – najwyższe zgodne z prawem, czyli łącznie ponad 10 tysięcy złotych. W praktyce politycznej wiadomo, że nie ma nic za darmo. Czy prezydent powinna być wdzięczna szeptanej koalicji za tak bezproblemowe przyznanie wynagrodzenia? Czy przy pracach nad budżetem wyjdzie coś, co powinno być czynnością “w zamian”? Zobaczymy.
A tymczasem organizatorzy Sunrise Festival zorganizowali spotkanie. W Urzędzie Miasta, bez zaproszenia dziennikarzy. Bo i po co, przecież rok temu był słynny protest całego naszego środowiska przeciw cenzurze organizatora, więc teraz organizator nie będzie sobie zawracał głowy jakimiś pismakami z prowincji. Ale pytanie jest inne: jak szefostwo Urzędu mogło się zgodzić na takie spotkanie, nie stawiając żadnych warunków dotyczących przejrzystości i jawności tego spotkania? Czy organizatorzy wynajęli salę za prywatne środki, czy skorzystali z gościnności, stawiając swoje warunki? Organizatorom się już chyba całkiem role pomyliły. To jest ważna impreza, ale jednak nie na tyle, by organizator kazał padać przed sobą na kolana – póki co, jest do tego na najlepszej drodze. To Sunrise jest uzależniony między innymi od miasta – nie odwrotnie.