O kobietach, in vitro i sile, którą mają kobiety w rozmowie z Robertem Biedroniem – prezydentem Słupska, gościem 3. Regionalnego Kongresu Kobiet w Kołobrzegu.
-Panie Robercie, spotykamy się podczas 3 Regionalnego Kongresu Kobiet w Kołobrzegu. Pana działalność znana jest z tego, że wspiera Pan takie kongresy, bierze Pan w nich czynny udział i daje kobietom ogromną siłę do dalszego działania. Polskie kobiety zawsze mogą liczyć na Pana wsparcie?
– Oczywiście! Kobiety w wielu sprawach są bardziej kompetentne. To kobiety zawsze łączą się w grupy, zakładają stowarzyszenia, organizują różne akcje pomocy i powinny to robić także w życiu publicznym. Kongresy kobiet powstają w wielu miastach, rozmawiamy podczas takich spotkań o wielu problemach społecznych. To jest siła, która zmieni Polskę, to jest siła, której nie da się powstrzymać. To jest fenomen społeczny! Siła kobiet doprowadzi do tego, że powstanie coś pozytywnego.
-W każdych tego typu spotkaniach usilnie zachęca Pan kobiety do działalności publicznej i startu w wyborach. Zwłaszcza teraz, kiedy przed nami – jak Pan to nazwał – istny maraton wyborczy, takie spotkania z tak energetyczną osobą jak Pan mogą dać wielu kobietom wiele do myślenia…
– Zachęcam do działania, zachęcam do tego, by kobiety startowały w wyborach! Kobiety w polityce zmieniają także politykę. Nadejdzie kiedyś taki dzień, że kobieta zostanie prezydentką Polski!
-Ale zdaje Pan sobie sprawę z tego, że wiele osób chciałoby, żeby to właśnie Pan startował w wyborach prezydenckich! Podejmie Pan to wyzwanie i wystartuje w wyborach?
To nie jest kwestia tego, czy ja będę prezydentem czy nie, bo ja już nim jestem i nie muszę sobie dodawać jakiegoś ego, by być prezydentem Polski. Wydaje mi się, że przede wszystkim jest tęsknota za pewnymi wartościami, głównie takimi, by polityka była inna, by inny był jej styl uprawiania, i żeby było to widoczne w naszym życiu publicznym. To jest chyba największy problem, natomiast to, czy prezydentem będzie Biedroń czy ktoś inny, jest sprawą drugorzędną. Może to być kobieta równie dobrze!
-Nie odpowiedział Pan jednak bezpośrednio na pytanie: czy zdecydował Pan o starcie w wyborach prezydenckich?
– A to jeszcze zobaczymy…
-To już daje dużą nadzieję! Ale przejdźmy teraz do sprawy bardzo ważnej dla wielu osób: sprawy in vitro – wiem, że ta sprawa leży i Panu bardzo na sercu. Niestety, w wielu miastach, w tym także w naszym regionie zdarzyło się, że rady miast odrzuciły dofinansowanie tej metody.
O tak, w wielu miastach jest ten problem! Ja żałuję, że problem in vitro musi być rozwiązywany na etapie samorządów. Marzę o tym, by był on rozwiązany na poziomie ogólnopolskim, żeby nie zrzucać kolejnego obowiązku na samorządy. Bo nie oni są od rozwiązywania takich problemów, tym się powinni zajmować politycy krajowi. Tak się dzieje, że musimy rozwiązywać ten problem w miastach i gminach. Dobrze, że to się dzieje, źle – gdy tego nie ma. In vitro to jest rozwiązanie konkretnych problemów ludzkich, to są często bardzo trudne sytuacje, kiedy ludzie pragnący mieć dzieci nie mogą ich mieć. Politycy powinni wsłuchiwać się w głosy ludzi! Jeśli politycy wsłuchują zbyt często w krzyk zarodków, to być może nie zauważają, że są inne problemy.
Podsumowując naszą krótką rozmowę, mam nadzieję, że niejednokrotnie jeszcze Pana tu zobaczymy…
-Oczywiście, ja kocham Kołobrzeg, uwielbiam tu bywać…!
– …bardzo mnie to cieszy, bo takich osób, z taką energią, nam tu potrzeba, ale skoro nie mówi nic Pan zdecydowanie o starcie w wyborach prezydenckich, to jaka jest Pana polityczna droga na najbliższe miesiące?
– Na razie zostaję w Słupsku. Umówiłem się mieszkańcami mojego miasta na monogamiczny związek bez zdrad i zamierzam dotrzymać słowa. A potem zobaczymy.
Dziękuję za rozmowę!
Rozmawiała: Żaneta Czerwińska