Rozmowa ze Stanisławem Potockim, najstarszym radnym w Polsce:
GK: Kiedy został pan wybrany jako radny Rady Miejskiej w Kołobrzegu, wszyscy wiedzieli, że przede wszystkim będzie się pan starał o wybudowanie pomnika warzelni soli.
Stanisław Potocki: Kiedy zacząłem wyciągać z mroku historii warzelnictwo w Kołobrzegu, nie myślałem, jakie stanowisko zajmę. Żyjemy na ziemiach bez tradycji pokoleniowej. Zacząłem więc zbierać pieniądze na budowę twego pomnika. Bardzo ważna była uczciwość, musiałem zdobyć zaufanie ludzi. Nie patrzyli na mnie jak na kogoś, kto chce zarobić pieniądze, zbierałem symboliczne grosze i jeśli ktoś je dawał, uznawałem to jako oznakę życzliwego przyjęcia mojej tezy.
GK: Dzieło pana życia jest ukończone. Czy jest pan zadowolony ze stanu, w jakim obecnie się ono znajduje?
S.P: Nie chciałbym gniewać nikogo, ale budowa jest trochę inna, niż sobie wyobrażałem. Chciałem, aby był basen, fontanna obramowana metalową i stylizowaną barierką, z której tryskałaby solanka. Powinien też tam być kiosk, w którym byłyby sprzedawane pamiątki, myślałem tez o ławeczkach. Dużo brakuje, abyśmy wyeksponowali bogactwo Kołobrzegu. Nie wiem, po co jest tam ten kocioł… Jestem zadowolony, że odkryłem kawałek historii i mam nadzieję, że jeszcze coś dochodowego z tego zostanie zrobione.
GK: Jest pan najstarszym radnym w Polsce. Skąd u pana tyle energii i chęci pracy, której pozazdrościć może niejeden „dziestolatek”?
S.P: Kiedy tak pracowałem przy tej warzelni, zapomniałem, że jestem stary. Każdy z nas ma wokół siebie strasznie dużo do roboty. Praca to antidotum na wieczną młodość. Nie można być bezrobotnym umysłowo. Ja z dumą podkreślam, że wygrałem sam siebie. Tymczasem w Klubie KSM co środę są występy literackie i zastraszająco mało przychodzi tam mężczyzn. Celowość życia można bardzo łatwo zgubić.
GK: Pana pracę uhonorował również prezydent Rzeczpospolitej Polskiej, Aleksander Kwaśniewski.
S.P: Nie wpadam z tego powodu w próżną dumę. To odznaczenie jest bardzo ważne, oznacza, że moja praca nie poszła na marne. Słusznie wychodziłem z założenia, że prastare dzieje Kołobrzegu należy wydobyć na światło dzienne.
GK: Ma pan bardzo dużo odznaczeń i medali nie tylko z okresu drugiej wojny światowej. Jako jedyny kołobrzeżanin walczył pan w Anglii…
S.P: Tak, w I Dywizji Pancernej Wojska Polskiego, u generała Maczka. Po wylądowaniu w Wielkiej Brytanii, przepędziliśmy wroga z Francji, walczyliśmy w Holandii – dziś mam honorowe obywatelstwo miasta Bredy. Po Holandii walczyliśmy w Niemczech. Stamtąd, w 1945 roku, przyjechałem do Kołobrzegu.
GK: Ma pan jednak też i odznaki turystyczne, w tym Złotą Odznakę PTTK.
S.P: Wojnę traktowałem jak zwiedzanie świata. Szkołę Podchorążych rozpocząłem we Francji, skończyłem ją w Anglii… zwiedziłem dużo, ale wciąż jestem głodny wrażeń.
GK: Jednak po przybyciu do Kołobrzegu nie mieszkał pan tu przez te wszystkie lata. Jako inżynier rolnik pracował pan w innych miastach.
S.P: Tak, pracowałem między innymi w Pobiedziskach, cukrowni Gryfice… Kiedyś napisałem artykuł do „Przekroju”, odpisała mi pewna dziewczyna. Po krótkim okresie korespondencji przyjechała do Kołobrzegu z Katowic, a po pół roku byliśmy małżeństwem. I tak tu zostałem…
GK: Na ile prawdą jest pogłoska, że pochodzi pan z arystokratycznej rodzinny, ze słynnego rodu Potockich?
S.P: Patrzę na to z przymrużeniem oka. Kiedyś arystokracja sobie na wiele pozwalała, dobra polskich hrabiów sięgały aż do Odessy. W słynnej Jałcie też Potocki się chował. Dziś to tylko ciekawostki, dla mnie nie jest to ważne.
GK: Jednak jako młodzieniec bywał pan w posiadłościach słynnych rodów… Niech pan wymieni choć kilka z nich.
S.P: Owszem, w Bagdadzie koło Bydgoszczy, w siedzibie rodu Chłapowskich, tutejszej arystokracji, znanej z powstania listopadowego. Dziś są tam ruiny, a mieścił się PGR. Bywałem też u Radziwiłłów w Nieświeżu, na Białorusi.
GK: Mieszka pan w Kołobrzegu już bardzo długo. Pamięta pan to miasto jako ruiny, zaraz po wojnie, widzi pan je teraz. Jak pan ocenia Kołobrzeg? Co by jeszcze pan tutaj w tym mieście, widział do zrobienia?
S.P: Moim marzeniem jest, aby wykorzystać plac koło „Hutnika” i tam wybudować prawdziwą tężnię. Byłoby to lepszą sprawą niż aquapark. Źródełko jest koło „Węgla Brunatnego”, mogłaby tam powstać czynna warzelnia, a przynajmniej jedno skrzydło.
Rozmawiała: Żaneta Czerwińska, tygodnik Gazeta Kołobrzeska, 18.06.2001 r.