Felieton z lamusa. Przedświąteczne myśli roztargnionej 

Ja naprawdę nie wiem, jak mnie się udało  zdążyć ze wszystkim przed świętami. Porządki zaczęłam robić dwa tygodnie wcześniej, żeby ostatni weekend przed świętami był już spokojny. Zaniedbałam wysyłanie kartek świątecznych, z braku czasu musiałam zrezygnować z tradycyjnej drogi i posłużyć się elektroniczną. Niestety, robiłam to w pośpiechu i w dodatku chciałam wypróbować nowy sposób wykorzystania adresów z książki. Wykazałam przy tym kompletny brak logiki,  gdyż nie mam podzielnej uwagi.  Z tej całej sytuacji  wyszło bardzo podobnie  jak u Bridget Jones, choć u mnie właśnie z powodu pośpiechu, u niej nie- kto czytał ten wie.

Tak więc dobry znajomy  z Warszawy dostał kartkę przeznaczoną dla brata mniej więcej tej treści: „Wesołych świąt itp. i oby Twoje półroczne dziecię było  Twoim odzwierciedleniem i rosło napawając Cię ojcowską dumą i szczęściem”. Kolega  jako żywo się zainteresował, gdyż takiego prezentu od Mikołaja się nie spodziewał.

Przyjaciółka otrzymała kartkę przeznaczoną dla owego  pana z życzeniami, oby wreszcie przyszła odwaga na ścięcie włosów na … łyso, gdyż ma na to ochotę (facet, nie przyjaciółka) od dłuższego czasu i tylko powstrzymuje go obawa przed tym, czy będzie to twarzowa fryzura. Zawsze mówiłam, że ludzie telewizji to trochę… narcyzy.

Brat, szczęśliwy ojciec  półrocznej Karolinki, otrzymał kartkę przeznaczoną dla przyjaciółki z Hamburga, świeżo po rozwodzie,  w której bardzo ją pocieszałam mówiąc przykładowo: „tego kwiatu pół światu” albo: „ze znalezieniem sobie nowego faceta nie będzie na pewno problemu” czy „jak wróci, to daj porządnego kopa i tyle” .

Tak więc po świecie fruwa około dziesięciu temu podobnych  maili, a ja się zastanawiam, kto jaką treść otrzymał, gdyż nie każdy jeszcze odpowiedział. Na szczęście kartki świąteczne wysyłam wyłącznie do ludzi bliskich, więc ważna jest w końcu pamięć a nie treść.

Niemniej cały ten pośpiech świąteczno – noworoczny przypomina troszeczkę sytuację z naszego lokalnego podwórka. Pewien inspektor w pośpiechu składa ofertę na stanowisko dyrektora szacownej instytucji, trzy godziny  wcześniej się zapierając, że tego nie zrobi. Zdążył jednak przed zamknięciem terminu, w dodatku  nie zapomniał o załącznikach. Mam nadzieję, że nie były one podobne do moich załączników z życzeniami. A może były, skoro nie został tym dyrektorem? Niemniej uważam, że „z pośpiechu” nie przemyślał dobrze tej decyzji, bo moim zdaniem- tu mówię poważnie-  zważywszy jego wiedzę, umiejętności i pasję może pomyśleć o rozwinięciu sceny teatralnej w „Kalmarze”. Ale to oczywiście moje zdanie i moje „słowa, słowa, słowa”.

Inna sprawa, która wynikła z pośpiechu i związanego z nim roztargnienia,  uwidoczniła się na sesji Rady Powiatu. Przewodniczący, chcąc podziękować radnemu Hocowi za wypowiedź podczas dyskusji na temat budżetu, powiedział bardzo  uprzejmie „dzień dobry”. Też można. Pewnie też ze świątecznego pośpiechu w starostwie powiatowym część pracowników płci męskiej, ku zgrozie małżonek, wybrało talony świąteczne do „miniMala” zamiast PSS-u. Pewnie, co się chłopy będą uganiać po całym mieście, w końcu to jeden sklep, a nie kilkanaście…  Że żyją jeszcze – to cud, bo gdyby mój mąż przyniósł mi bony do tego sklepu zamiast do wielobranżowych PSS-ów, to nie dość, że sam musiałby dźwigać te zakupy za karę z Koszalińskiej na Arciszewskiego, to jeszcze sam musiałby gotować potrawy na wigilię. Zwłaszcza w kontekście „nieświeżej rybki”, z jaką miał do czynienia nasz czytelnik, mąż musiałby to porządnie odcierpieć. Może zresztą nie byłoby tego złego co by na dobre nie wyszło – ja bym siadła wygodnie w fotelu i oglądała skoki Małysza, a co. I jeszcze zapytała, czy będzie w tym roku ten sam sernik i ryba po grecku,  co w zeszłym.

Pewnie każdy z nas ma doświadczenia z roztargnieniem świątecznym, nie na darmo nazywa się ten okres „gorączką” przecież. Nie mówiąc o zapominaniu ważnych spraw, pośpiechu, zdarzało się roztargnienie na co dzień: a to zadzwoniliśmy gdzieś, nie do końca wiedząc, do kogo był ten numer, a to wysłaliśmy sms-a nie do tej osoby co trzeba, nie mówiąc o e-mailach lub normalnych kartkach, a to po kilkugodzinnej wędrówce po sklepach  zapomnieliśmy o zakupie czegoś bardzo ważnego… Nie ma się co martwić, to się zdarzyło prawie wszystkim.  Teraz najważniejsze jest, aby choć trochę gorączka opadła przed samym sylwestrem, bo w przeciwnym przypadku zamiast na Skwer Pionierów możemy pójść na przykład na molo. I się zdziwimy, że władzom miasta nie chciało się przyjść i przemówić, a fajerwerki były jakieś słabe. Nie ma co, trzeba sobie zrobić postanowienia noworoczne, postawić sobie cele do zrealizowania i pójść się bawić. A roztargnieniem nie ma się co martwić, gdyż… wszyscy wielcy ludzie bywają roztargnieni!

Żaneta Czerwińska, „Gazeta Kołobrzeska” 22.12.2001r.