Dumny Obywatel – Z. Zamachowski

 

Gazeta Kołobrzeska: Co Pana zdaniem wspólnego ma Kołobrzeg z  Karaibami?

Zbigniew Zamachowski: Bałbym się dotykać aż tak daleko posuniętych paraleli! Na pewno te dwa miejsca łączy wspaniała grupa ludzi, którzy wpadli na pomysł, aby stworzyć coś takiego jak Karaibska Republika Żeglarska i do tej pory potrafią się tym bawić. Zabawa tam i zabawa tu to są jakby dwie te same rzeczy. Poza tym wszystko różni: tam jest ciepło, miło i przyjemnie, a u nas bywa czasem ciepło, zazwyczaj nieprzyjemnie i deszczowo.

GK: Republika to przede wszystkim grupa  przyjaciół – żeglarzy, którzy aby zostać obywatelem, musieli odwiedzić Wyspy Karaibskie. Pan jednak określał siebie jako „leszcza słodkowodnego”. Kto panu zaszczepił bakcyla żeglarstwa pełnomorskiego?

Z.Z: Przede wszystkim pan Andrzej Piotrowski,  żeglarz pełną gębą, który wielokrotnie przepływał Atlantyk. Samotnie i z załogą. Dzięki niemu i kilku wyprawom mamy  jako takie pojęcie o tym,  czym jest żeglowanie. Podczas naszych wypraw dotknęliśmy żeglowania od każdej strony.

GK: Żeglowanie na pełnym morzy ma to do siebie, że nie zawsze jest przyjemne. Zdarzają się przygody, po których chce się zejść na ląd i nigdy więcej nie wrócić na morze. Czy w drodze na Karaiby spotkała pana taka przygoda?

Z.Z: Dużo musiałbym opowiadać, ale w największym skrócie powiem, że oczywiście, zdarzyła się taka przygoda. Płynęliśmy na tak zwanym patefonie, czyli silniku. Okazało się, że zupełnie przypadkowo wkręciła nam się linka od pontonu w śrubę i zostaliśmy bez tegoż patefonu! W tym momencie nie byliśmy przygotowani na rozstawianie żagli. Robiło się ciemno, zaczęliśmy dryfować i  było naprawdę nieprzyjemnie. Wtedy dużą odwagą cywilną wykazał się Boguś Linda –  jako jedyny wówczas nurek z uprawnieniami wskoczył pod wodę i po wielu próbach udało mu się przeciąć ten węzeł, który się tam zaplatał. Były to naprawdę dramatyczne chwile!

GK: A jaki był do tego stan morza?

Z.Z: Ósemka wiała w najgorszym momencie, ale na szczęście byliśmy już po tej operacji.

GK: Rzeczywiście, była to przygoda, która rzeczywiście na długo pozostanie w pamięci. Czy do Kołobrzegu przypłynęliście czy też tym razem była to droga lądowa?  

Z. Z: Co tu dużo ukrywać, tym razem tu przyjechaliśmy. Zdążyliśmy się jednak już umówić na kolejny rejs, i to na Karaiby. Myślę, że tak gdzieś w marcu popłyniemy sobie na dwa tygodnie.

GK: Mimo, że jest pan tutaj w roli żeglarza – obywatela Karaibskiej Republiki Żeglarskiej, to jednak przede wszystkim jest pan aktorem. Od dłuższego czasu  pracuje pan w zagranicznych produkcjach.

Z.Z: Do tej pory tak, pracowałem we włoskim filmie o kopalni belgijskiej. W latach pięćdziesiątych wydarzyła się tam największa w historii kopalni wydobywczych tragedia, w której zginęło ponad dwustu Włochów tam pracujących.  Włosi robią tę ogromną produkcję dla telewizji RAI UNO, niektóre zdjęcia robiliśmy na Śląsku.  Teraz mamy przerwę, we wrześniu będziemy kontynuować zdjęcia w studio w Rzymie.

GK: To nie jest jedyny film zagraniczny, w którym pan ostatnio pracował, ma pan jednak w planach udział w  polskiej  produkcji Janusza Zaorskiego, będącej kontynuacją „Piłkarskiego Pokera”. Kiedy rozpoczynają się zdjęcia do tego filmu?

Z.Z: Do pewnego stopnia jest to kontynuacja „Piłkarskiego Pokera”. Myślę, że będziemy ten film robić w październiku. Premiery można się spodziewać na jesieni przyszłego roku.

GK: Nie sposób na koniec nie zapytać pana o rolę w „Ogniem i Mieczem”. W roli Michała Wołodyjowskiego niejako „zastąpił” pan Tadeusza Łomnickiego. Czy wiedząc, że w świadomości większości Polaków pan Michał to  Tadeusz Łomnicki, ta rola była dla pana szczególnym wyzwaniem?

Z.Z: Rzeczywiście było to szczególne wyzwanie,  olbrzymia odpowiedzialność również. Natomiast nie podchodziłem do tej roli tak, jakby to miała być cenzura w moim życiu. Musiałem wykonać pewną pracę i nie myśleć o tych obciążeniach, bo to już by mnie kompletnie sparaliżowało. Od czasu do czasu, kiedy sobie uświadamiam, ze rzeczywiście zagrałem po panu Tadeuszu Łomnickim postać, która tak dalece absorbuje naszą świadomość ze wspaniałej literatury Sienkiewicza, to jest mi przyjemnie. Nie chcę jednak traktować tej roli jak jakiś przełom w mojej pracy aktorskiej. Trzeba było to zrobić i jeśli po panu Łomnickim ktoś w tym, co zrobiłem, znalazł coś ciekawego, jestem tym bardziej dumny.

Rozmawiała: Żaneta Czerwińska, Gazeta Kołobrzeska 18.08.2002r.